Drogi Użytkowniku AdBlocka/uBlocka:
Aby poprawnie wyświetlać treść naszej strony, wyłącz AdBlocka/uBlocka lub dodaj wyjątek dla naszej domeny.

Aktualności

Applizm

Applizm
2011-06-14

 

Steve Jobs jako mesjasz niosący dobrą nowinę, sklepy Apple niczym świątynie, wreszcie grono fanatyków, tzw. MacHeads. Wszystkie te elementy składają się na obraz marki, która od ponad 25 lat przekonuje swoich wyznawców, że najlepiej wie, czego im potrzeba i nieustannie stara się im tego dostarczać. A tysiące fanów wierzą i posłusznie kupują kolejne iProdukty.

 

Marki Apple nikomu nie trzeba przedstawiać. Produkty oznaczone jabłuszkiem są dla wielu synonimem jakości, doskonałego designu, niezawodności, łatwości w obsłudze. Co więcej, w przeciwieństwie do użytkowników komputerów innych marek, właściciele Maców bardzo często definiują się poprzez posiadany sprzęt.

Mac jest nie tylko komputerem, ale także przedłużeniem swojego użytkownika. To, że używasz produktów firmy Apple, definiuje cię jako osobę bardziej kreatywną i bardziej cool od szarego użytkownika PC.

Co stoi za tak doskonałą pozycją marki Apple? Odpowiedzi na to pytanie postanowił poszukać Alex Riley w realizowanym przez BBC programie „Secrets of the Superbrands”.

 

Najpierw zwrócił się do neurologa, który miał sprawdzić, co dzieje się w głowie oddanego fana marki. Okazało się, że zdjęcia produktów stworzonych przez Steve’a Jobsa poruszają te same obszary mózgu u wyznawcy Apple, co patrzenie na święte obrazy u osoby wierzącej.

Po takim odkryciu rozmowa z osobą znającą się na religii wydawała się naturalnym następstwem, więc Riley skierował swoje kroki do biskupa Buckingham. Wnioski, które wyniósł z rozmowy, były nad wyraz ciekawe. Jak się okazuje, marka Apple i stworzona wokół niej otoczka zawiera wszystkie niezbędne religii elementy.

Po pierwsze, potrzebna jest opowieść. Firma Apple została stworzona od podstaw przez Steve’a Jobsa i dwóch jego przyjaciół, którzy wykorzystując popyt na komputery, w krótkim czasie stali się multimilionerami.

Po drugie, potrzebny jest przeciwnik. W wypadku Apple łatwo go wskazać: najpierw była nim firma IBM, obecnie Microsoft.

Po trzecie, religia potrzebuje miejsc kultu i takimi niewątpliwie są sklepy Apple, w których iProdukty rozłożone są na półkach niczym na ołtarzach.

Po czwarte, potrzebny jest mesjasz. Któż inny mógłby nim być w Apple, jeśli nie Steve Jobs? Co prawda w 1985 roku został on zwolniony z własnej firmy, ale na szczęście powrócił w 1997, by ją uratować i przywrócić wiarę swoim wyznawcom. Jak zauważył żartobliwie biskup Buckingham, chrześcijanie muszą czekać na powtórne przyjście Mesjasza, ale wyznawcy Apple już się swojego doczekali.

Dodatkowo do religii upodabnia Apple stosowane słownictwo, m.in. konsekwentne określanie propagatorów marki Apple jako ewangelistów. Także fanatyzm „wyznawców”, gotowych czekać wiele godzin w kolejkach na otwarcie sklepu Apple czy na zakup nowego iProduktu, wreszcie na możliwość uczestniczenia w MacWorld – corocznej konferencji firmy Apple.

Przez ostatnie kilkanaście lat applizm rósł w siłę. Użytkownicy produktów Apple zdawali się bezkrytycznie wierzyć w magiczną moc Steve’a Jobsa, który doskonale wiedział, czego im trzeba i dostarczał im tego, zanim w ogóle zdążyli o tym pomyśleć.

Czy jednak ich „wiara” nie jest wystawiana na próbę, kiedy Apple arbitralnie kasuje z AppStore aplikacje tworzone przez użytkowników? Albo kiedy wypowiada wojnę Adobe, oczerniając technologię Flash? Lub gdy zleca przeszukanie domu redaktora Gizmodo?

W reklamie Apple z 1984 roku karny tłum słucha przemówienia wyświetlanego na wielkim ekranie. Tylko jedna osoba ma odwagę przybiec i zniszczyć ekran. Wówczas była to metafora firmy Apple.

 

Zdaje się, że obecnie role z reklamy się odmieniły. Apple z tego, który ekran niszczy, stał się tym, który z niego mówi (jak to zresztą pokazano wjednym z odcinków „Simpsonów”). Czy ktoś będzie na tyle odważny, by się mu przeciwstawić i zapoczątkować nową rewolucję?

 

Źródło: Marketing przy Kawie